Zagubiona mapa wśród weneckich kanałów
Podróż do Wenecji była spełnieniem mojego marzenia. Miasto kanałów, mostów i niepowtarzalnej atmosfery od zawsze kusiło mnie swoimi wąskimi uliczkami i tajemniczymi zaułkami. Po przyjeździe postanowiłem zwiedzać miasto bez konkretnego planu, mając jedynie starą, papierową mapę, którą znalazłem w antykwariacie. Już po kilku godzinach, spacerując po mostach i mijając kolorowe gondole, zrozumiałem, że to miasto jest jak labirynt, który wciąga podróżników w swoje ramiona.
Owa mapa, choć piękna i stylizowana, okazała się mało praktyczna. Gdy straciłem orientację, nie mogłem znaleźć żadnego ze znanych punktów. Wszystkie uliczki wydawały się podobne, a wąskie kanały mieszały się w jedną mozaikę błyszczącej wody. W końcu, próbując odnaleźć drogę, trafiłem do dzielnicy, której wcześniej nie widziałem na żadnych zdjęciach ani opisach. Tu czas płynął wolniej, a mieszkańcy patrzyli na mnie z uśmiechem, jakby wiedzieli, że jestem zagubionym turystą.
Po chwili spotkałem starszego Włocha, który zapytał, czego szukam. Gdy pokazałem mu mapę, uśmiechnął się tajemniczo i powiedział: “Ta mapa prowadzi nie do miejsc, lecz do wspomnień”. Zrozumiałem, że prawdziwa magia Wenecji polega na odkrywaniu jej zakątków bez pośpiechu, bez planu. Zacząłem spacerować bez mapy, pozwalając, by to miasto samo prowadziło mnie przez swoje sekrety. Trafiłem na małe, nieznane kawiarenki, w których mieszkańcy opowiadali historie swoich przodków, i na plac, gdzie dzieci bawiły się, nie zwracając uwagi na mijających turystów.
Ostatecznie udało mi się wrócić do centrum, ale tamta dzielnica i tajemniczy staruszek pozostały w mojej pamięci na zawsze. Wenecja pokazała mi, że czasem lepiej zgubić się w podróży, by znaleźć coś znacznie cenniejszego niż oznaczone na mapie zabytki.